Rozwijane menu

17 listopada 2017

Nowy, lepszy początek!

Bonjour
W ten sposób witam się z Wami ostatni raz...
A przynajmniej tutaj!
Postanowiłam wrócić do pisania po 10 miesiącach przerwy. Uważam jednak, że na tym blogu nie da się już naprawić straconych dni. Dlatego też chciałabym zacząć tworzyć coś nowego.
O takiej samej tematyce, ale innym formacie.
Na zupełnie nowej platformie i pod zupełnie inną nazwą. Reszty dowiecie się już tam: Nowy format!
Zapraszam!
A Tobie, mała kawiarenko, dziękuję za to, że przez 2,5 roku umożliwiałaś mi wylewanie swoich wszelkich myśli na "papier". Nie miej do mnie żalu, że Cię zostawiam.
Au revoir
Twoja
Sandra <3

3 stycznia 2017

Dziewczyna z blizną #9 KONIEC

Podobno książki zmarłego artysty sprzedają się dużo lepiej. Chyba coś w tym jest, skoro ten blog nigdy nie był tak popularny, jak przez moją nieobecność.
Przepraszać nie będę - robię to co post. Za każdym razem, kiedy nic nie dodaję, jest mi przykro. Od dziś zakładajmy to więc z góry i nie traćmy więcej czasu.
Zapraszam na rozdział #9.
~~~~~
Nikt nie łudzi się, że ukrywanie ciała w mieszkaniu spisze się na dłuższą metę. Tomek chyba jednak uznał to za świetny pomysł, bo już następnego dnia w jego mieszkaniu roiło się od małych, żółtych karteczek z numerami i funkcjonariuszy z obrzydzeniem patrzących na wykrzywione truchło. 
Pare godzin później odebrano mi Sonię. Trafiła do dokładnie tego samego Domu Dziecka, który był moim azylem przez całe dotychczasowe życie. Nie mogłam, a może nie chciałam nic zrobić. To urocza dziewczynka, ale wychowanie jej wolałam zostawić specjalistom. Miałam zbyt wiele własnych spraw.
Od tego wydarzenia minęły dwa miesiące. Na dworze powoli rozpoczynało się lato. Dało się niemal zapomnieć o tym, jak wiele zła otacza nas wszystkich. 
Dziś jednak, gdy siedziałam na zimnym, twardym krześle więziennego pokoju wizyt, nie potrafiłam myśleć o niczym innym.
„Zaraz go zobaczysz” - powtarzał głos w mojej głowie, zagłuszany od czasu, do czasu gwałtownym biciem serca.
Zaczęłam nerwowo stukać paznokciami w metalowy blat stolika.
- Pierwszy raz tutaj? - podskoczyłam na dźwięk piskliwego głosu - Jestem Inez - kobieta siedząca na prawo ode mnie wyciągnęła z uśmiechem dłoń. 
Co do uśmiechu - nie jestem pewna. Jej usta były nabrzmiałe od przesadnego botoksu, a skóra na policzkach tak naciągnięta, że bałam się, iż pęknie przy następnym słowie. Tę niewypchaną część twarzy pokrywały metalowe pręty i tunele wielkości co najmniej dwóch moich palców.
Nie miałam ochoty ani jej odpowiadać, ani na nią patrzeć, więc skupiłam uwagę na własnych paznokciach.
Po chwili drzwi otworzyły się i pokój zaczęli wypełniać ludzie. Z ciekawości wyglądałam mężczyzny, którego odwiedzała Inez, a kiedy go znalazłam, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Facet miał może z 1,60m i był przerażająco chudy. Gdyby chciała, udusiłaby go jedną dłonią.
Niemal zaczęłam obrazować sobie tę sytuację, gdy zza drzwi wyłoniła się sylwetka mojego ojca.
Czas nie obszedł się z nim łaskawie. Burza włosów, przysłaniająca większość twarzy na zdjęciach z gazety zamieniła się w kilka, niezdarnie przylizanych, siwych włosków. Jego przeszywające oczy straciły cały ogień. Wyglądał żałośnie. 
Im dłużej go obserwowałam, tym pewniej się czułam. Był po prostu nikim i to ja miałam teraz nad nim kontrolę.
Jeden ze strażników wskazał mu stolik, przy którym siedziałam. Usiadł na przeciw mnie, patrząc w podłogę. 
Poczułam, jak zalewa mnie zimny pot, a do oczu podchodzą łzy. Przygryzłam wargę. 
Niech coś w końcu powie, do cholery!
- Cześć... - wyszeptał zachrypnięty.
- Cześć?! Tyle masz mi do powiedzenia? 
- Słuchaj dziewczynko, tamtego dnia byłem pijany. Ludzie popełniają błędy. Poniosłem swoją karę i nie potrzebuję teraz kazań jakiejś rozpieszczonej nastolatki, której wydaje się, że wie wszystko! - warknął, odzyskując siłę w głosie.
Wstałam i oparłam dłonie przed nim.
- Zrujnowałeś życie mnie i mojej matce. Oszpeciłeś mnie. Odebrałeś wszystko co mogłabym mieć. Mógłbyś chociaż... A z resztą... Pieprz się. Jesteś nikim - patrzyłam mu w oczy, nieugięta.
Przeszywałam go wzrokiem, usiłując odszukać ludzkie uczucia, ale to na nic. Był potworem.
- Chcesz coś jeszcze, czy po prostu przyszłaś popatrzeć? - spytał poirytowany.
- Chcę, żebyś cierpiał bardziej, niż ona - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Spojrzałam na niego ostatni raz, odwróciłam się i bezpowrotnie wyszłam z więzienia. 
Nie wiedziałam do końca dokąd idę, ale za to nareszcie miałam świadomość skąd. 
Jeszcze jakiś czas temu Alicja - sierota z blizną - dzisiaj już Zosia, dziewczynka, o której pisały gazety. 
Dawniej postać otoczona magiczną tajemnicą, teraz zwykła, szara nastolatka o boleśnie rzeczywistej historii.
Czary to kłamstwo, smoków nie ma, księżniczki dawno pouciekały z bajek, a rycerzy ego zrzuciło z koni.
To tylko życie... Czy może aż życie?
KONIEC

19 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #8

Gdy obudziłam się następnego dnia, czułam sie potwornie. Tomek jak zwykle wrócił już do siebie, więc mogłam wtulić się jedynie w małego misia - prezent od dziewczyn z Domu Dziecka.
Leżałam tak i, wdychając zapach pluszaka, wspominałam wczorajszy dzień.
Ledwie ją poznałam, nie zdążyłam nawet upewnić się, czy to ona, a już jej nie ma. 
Teraz zostal mi tylko ojciec... Człowiek, który wpakował mnie w to wszystko. To przez niego nie miałam rodziny. 
Była to jednak ostatnia osoba, która moga mi cokolwiek o mnie powiedzieć. Jakaś część mnie po prostu musiała go odnaleźć. 
Spędziłam więc cały dzień na szukaniu informacji o zabójstwie swojej matki. Widziałam okropne zdjęcia zakrwawionego chodnika i mezczyzny prowadzonego w kajdankach. 
„Mój ojciec” - pomyślałam z obrzydzeniem.
W koncu na jednej z fotografii udało mi sie dostrzec więzienie. Choć 16 lat temu budynek wyglądał trochę inaczej, bez problemu rozpoznałam to miejsce.
Chciałam pojechać tam z samego rana. Musiałam się z nim spotkać... Może spróbować zrozumieć...
Ale na pewno nie sama.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak poprosić o pomoc Tomka. Rozczesałam włosy, znalazłam jakieś czyste ciuchy i poszłam prosto pod drzwi mieszkania nr 24. 
Otworzyła mi... Sonia. 
- A... Alicja... - wyszeptała piskliwym głosikiem i wtuliła się we mnie.
- Wszystko w porządku? Jest Tomek?
Mała podniosła głowę. Dopiero teraz zauważyłam, że płacze.
Spojrzałam wgłąb mieszkania i zrobiło mi się słabo. Odsunęłam Sonię i przeszłam korytarzem do kuchni. To co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. 
Na podłodze leżał ojciec Tomka, boleśnie wykrzywiony, w zaschniętej kałuży krwi.
- O Boże... - wyszeptałam, zasłaniając oczy dziewczynce.
- Alicja?! Co Ty tu... - usłyszałam zza pleców głos Tomka.
- Co tu się stało? - spytałam ze spuszczoną głową, a z oczu bezwiednie płynęły mi łzy.
- Ja... To nie tak... - chłopak głośno przełknął ślinę.
Powoli odwróciłam się i spojrzałam na niego. Na białym t-shircie ostro kontrastowały mu czerwone plamy krwi. 
- Ty idioto!!! Co Ty zrobiłeś?! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego, uderzając go pięściami.
Chwycił moje dłonie i przycisnął do siebie. Szarpałam się chwilę, ale w końcu wtuliłam w niego głowę, czując okropny, metaliczny zapach.
- Ja po prostu... Byłem pijany, okay? Poniosło mnie... - szlochał.
Na samo wyobrażenie tej sytuacji zrobiło mi się niedobrze. Na dodatek mówił o tym z taką lekkością.
Nagle zdałam sobie sprawę, że się go boję. Jest takim samym potworem jak mój ojciec... 
Odsunęłam się od niego, wzięłam Sonię za rękę i wyszłam bez słowa. 
- Alicja! Przepraszam! Ja... Ja Cię kocham! Musisz mi teraz pomóc! - słyszałam jego rozpaczliwe, oddalające się krzyki i mocno zagryzałam wargę, by to wytrzymać. 
Zabrałam dziewczynkę do swojego mieszkania, starając się nie dać po sobie nic poznać sąsiadom, których mijałyśmy po drodze.
Gdy tylko zamknęłam za nami drzwi, mała usiadła na kanapie i zaczęła opowiadać.
- To... to było dziś w nocy... spałam. Nie wiedziałam, że Tomek wrócił. Rano, gdy się obudziłam, chciałam zrobić sobie herbatki i... - zająknęła się - ... i zobaczyłam tatę.
Nie wiedziałam co powinnam jej powiedzieć, więc usiadłam, przytuliłam ją i po prostu milczałam. 
- Jadłaś coś? - spytałam po chwili, by rozładować napięcie. Przeżywałam w końcu swoją własną tragedię. Obydwie dziś kogoś straciłyśmy.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową. 
- Zaczekaj, zrobię Ci kanapkę...
- Nie idź! - histerycznie krzyknęła mała, gdy tylko spróbowałam wstać.
- Dobrze, już dobrze - wyszeptałam, gładząc ją po głowie.
Wiedziałam, że moja wizyta w więzieniu będzie musiała poczekać.


12 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #7

*na początku chciałam tylko wtrącić, że następny rozdział prawdopodobnie pojawi się dopiero w czwartek, ponieważ jutro wyjeżdżam :)*
~~~
- Co zamierzasz zrobić? - spytał mnie rano Tomek, podając kubek z herbatą.
- Nie wiem... Ta kobieta nie dała mi nawet swojego numeru telefonu... - westchnęłam, biorąc pierwszy łyk.
- Nie do końca. Przeglądałaś tę gazetę? 
- Nie miałam do tego głowy... Jest tam coś ciekawego?
- Staruszka najwyraźniej napisała swój numer nad tytułem artykułu o anonimowym dziecku. Problem w tym, że ten fragment zamókł i kilku cyfr nie umiem rozczytać - zamyślił się nad gazetą.
Przyglądałam mu się z uwagą.
- Nie stój tak, bo wyglądasz jak Diebenkorn Russell - zaśmiałam się.
- Dobra, w nocy trochę się denerwowałem, ale nie wmówisz mi, że jestem siwy - podszedł do mnie i dał mi buziaka w czoło.
- No może nie do końca - droczyłam się - Daj mi lepiej tę gazetę.
Tomek miał rację. Dwie cyfry były kompletnie nieczytelne. Spędziliśmy więc godzinę na sprawdzaniu wszystkich możliwych kombinacji, aż w końcu znaleźliśmy dobry numer.
- Halo? - spytał młody, damski głos.
- Dz... Dzień dobry? Chyba pomyliłam numery...
- Chciała się Pani dodzwonić do Pani Hani? To jej telefon - dziewczynie niepewnie zadrżał głos.
- Chyba tak... To taka staruszka, em, no wie Pani... Ma mało włosów, jest przygarbiona... - dukałam.
- Jak to staruszka - odpowiedziała krótko, bardziej do siebie, niż do mnie - Myślę jednak, że mówimy o tej samej osobie. Niestety stan Pani Hani nie pozwala jej na prowadzenie rozmów... 
- Słucham? To nie możliwe - ostro zaprotestowałam. Przecież widziałam ją parenaście godzin temu. Może nie wyglądała jak osiemnastka, ale bez przesady...
- Wyszła wczoraj ze szpitala i przeziębiła się. Wróciła cała przemoczona, a przy jej chorobie to nie wróżyło nic dobrego. Przykro mi - zakończyła wyuczonym, lekarskim akcentem.
- Mogłaby mi Pani powiedzieć, w jakim szpitalu leży? Chciałabym ją odwiedzić - nie byłam w stanie jej uwierzyć.
Pielęgniarka podała mi adres miejsca, gdzie, być może, właśnie umierała moja babcia.
Tomek patrzył mi w oczy przez całą rozmowę, próbując wyczytać z nich cokolwiek. Kiedy tylko się rozłączyłam, od razu spytał, co się stało.
- Musimy do niej pojechać. Później ci wytłumaczę - zadecydowałam.
Wzięliśmy taksówkę. Po drodze streściłam Tomkowi całą historię, od czasu, do czasu czując na sobie wzrok puszystego taksówkarza.
Gdy tylko znaleźliśmy się w szpitalu, moje serce zaczęło szybciej bić. Przed wejściem na oddział powitał nas ogromny napis ONKOLOGIA. Tomek mocno chwycił mnie za rękę.
Szliśmy długim korytarzem, mijając otwarte sale z pacjentami. Zawzięcie patrzyłam przed siebie. Nie chciałam widzieć tych chudych twarzy, pozbawionych życia. Myślałam, że nigdy nie dotrzemy do babci. Że będzie już za późno. 
Na szczęście tym razem się pomyliłam.
Nie zrobiła tego jednak pielęgniarka. Pani Hania naprawdę była moją babcią. 
Leżała bezwładnie na śnieżnobiałym łóżku, drżąc delikatnie. Zamglonym wzrokiem widziała coś innego, niż zimne, otaczające ją ściany. Sine usta miała lekko uchylone i co jakiś czas szeptała pod nosem. Była taka... Nieobecna.
- To ona? - szepnął mi na ucho Tomek.
Pokiwałam smutno głową, czując łaskoczące mnie po policzkach łzy. Podeszłam do niej ostrożnie i dotknęłam jej ręki.
Ospale odwróciła głowę w moim kierunku.
- Babciu...
- Zosieńka - powiedziała tak głośno, jak tylko choroba jej na to pozwalała.
Miałam wrażenie, że się uśmiechnęła, choć może to skurcz wykrzywił jej twarz.
- Babciu, musisz mi coś powiedzieć... Mój tata żyje? - spytałam, gorzko przełykając ślinę.
Była bardzo słaba, ale mimo to w jej oczach znów pojawił się błysk gniewu.
- Tak... Robert... Torkowski... W... Więzieniu... - dukała, krztusząc się.
- Dobrze, dobrze, spokojnie - pogłaskałam ją po głowie.
- Moja Zosia - westchnęła z uśmiechem i zamknęła zmęczone oczy.
Uszy wypełnił mi przeraźliwy, ciągły pisk. 
O nie.
- Babciu... Babciu, wszystko w porządku?! - delikatnie potrząsnęłam jej ramionami - Tomek! Idź po lekarza.
Chłopak stał w drzwiach, smutno mi się przyglądając.
- Co tak stoisz?! Idź! - krzyknęłam, zanosząc się płaczem.
Tomek podszedł do mnie i wyprowadził mnie z sali, do której spokojnie szła pielęgniarka.
Dlaczego się nie spieszą? Dlaczego jej nie ratują?! 
Czułam się okropnie. Wtuliłam się w chłopaka i patrzyłam jedynie na jego koszulę. Zapachem jego perfum próbowałam zamaskować odór starych ludzi, lekarstw i śmierci. Ostry pisk wciąż szumiał mi w głowie.
Nie pamiętam, kiedy wyszliśmy ze szpitala, ani jak dostałam się do domu. Pamiętam jednak wszystkie koszmary, które śniły mi się tej nocy. Kolejny raz nie miałam nikogo...
Nikogo, poza Nim...

7 sierpnia 2016

Dziewczyna z blizną #6

Nieznajoma postać coraz bardziej wyłaniała się z wieczornego mroku.
Gdy moje oczy przyzwyczaiły się nieco do ciemności, zdałam sobie sprawę, że stoi tyłem do mnie. Była niska. Choć nie. Była po prostu przygarbiona. Miała kruche, cienkie łydki, które wiatr odsłaniał od czasu, do czasu spod długiej spódnicy. Ręce skrzyżowała na piersi, tak, jak kulące się z zimna dziecko. 
Zrobiłam jeszcze kilka kroków w przód i zauważyłam jej przerzedzone, białe włosy.
- Przepraszam - szepnęłam, ale ani drgnęła - Przepraszam! - powtórzyłam głośniej.
Opuściła ramiona i nasłuchiwała, jak zagrożone zwierzę. Powoli odwróciła się. Jej pomarszczona starością twarz zaczęła się rozluźniać, by po chwili wykrzywić się w szerokim uśmiechu. Tym samym, który widziałam podczas urodzin...
Wyciągnęła w moją stronę drżące ręce, a ja przed oczami miałam jedynie koślawo napisany list.
- Dziecinko... - wyszeptała, opierając pachnące kremem dłonie na moich policzkach.
Instynktownie odsunęłam się.
- Kim pani jest? - mówiłam przez zaciśnięte mocno zęby.
- Zosiu! Tak wyrosłaś! - powtarzała, jakby w amoku, znów wyciągając ręce.
- Proszę mnie nie dotykać. Kim pani jest i dlaczego nazywa mnie pani Zosią?! - zacisnęłam wściekle pięści.
- Co on ci zrobił?! - obróciła moją głowę, by dokładnie widzieć bliznę na policzku.
- Pani jest wariatką! - krzyknęłam.
- Przepraszam... Po prostu tak dawno cię nie widziałam... Zosiu... Zosieńko... 
- Pytam ostatni raz, kim pani jest, do cholery?! - spojrzałam głęboko w jej oczy.
- Twoją babcią, Zosiu - uśmiechnęła się ciepło.

Instagram